czwartek, 3 maja 2012

Stałość, czyli konsekwencja

Zastanówcie się, co waszym zdaniem jest konieczne, aby dobrze wychować młodego człowieka? Jakie warunki muszą zostać spełnione, by wzrastający młody człowiek czuł się bezpiecznie? O podobnym zjawisku mówi tekst, który kiedyś na zaprzyjaźnionym blogu przeczytałam o podejściu do pewnego uroczego 2lataka.Co by nie powiedzieć o wychowywaniu młodego człowieka, o towarzyszeniu mu w jego rozwoju wszystko sprowadza się do jednego właśnie do tego o czym chciałam dziś opowiedzieć – KONSEKWENCJI! W spotkaniu z człowiekiem, który buduje dopiero swój świat, bycie niekonsekwentnym i zmiennym wcale nie pomaga mu w tworzeniu jego wyjątkowej osoby.

Jednak  po kolei, zacznijmy od tego czym owa KONSEKWENCJA jest. Tradycyjnym źródłem informacji są wszelkiej maści encyklopedie i słowniki, więc sięgając do tego podstawowego SJP zauważa się, że wspomniane słowo posiada dwa znaczenia...
  • następstwo, rezultat czegoś
  • logiczna ciągłość w działaniu, wytrwałość w dążeniu do czegoś.
Jak myślicie, o którym znaczeniu tegoż jakże ważnego słowa myślę mówiąc o wychowaniu? Niestety, lub jednak na szczęście o obu. Jeśli dziecko nie doświadcza konsekwencji swojego działania, moim skromnym zdaniem nie ma szans, by nauczyć się czegokolwiek. Nie może wysnuwać wniosków, nie ma możliwości rozwijać swojego poczucia odpowiedzialności, oraz odpowiedzialnej postawy. Wynika to z tego, iż nie dane mu jest doświadczyć rezultatów jego działania. I myślę tutaj zarówno o karaniu za zachowania niepożądane, negatywne, jak również o chowaniu pod kloszem, ale i nagradzaniu. Brak karcenia, może prowadzić do tego, iż w młodym ludzi wzrastać będzie poczucie bezkarności, zawsze mi się to kojarzy z teorią zbitej szyby, zasłyszaną na jakimś wykładzie (choć nie do końca o oto przecież tutaj chodzi). Ten sposób postępowania może doprowadzić do tego, że osoba taka będzie dorastać z jednej strony nie wiedząc jakie są normy społeczne ( bo przecież nie doświadczyła rezultatu ich przekroczenia) oraz nawet jeśli samym gadaniem doprowadzi się do tego, iż je poznają nie doświadczą tego, iż zachowania społecznie nieakceptowane związane są z nieprzyjemnymi następstwami. Nie zapominajmy, że konsekwencje tak rozumiane to oprócz omówionego karania, także nagradzanie. To ostatnie oprócz wzmacniania tych zachowań, które uważa się za porządne pomaga również w budowaniu pozytywnego obrazu własnej osoby, osobiście jestem zwolenniczką jak najczęstszego nagradzania. Jednak mimo wszystko to nie o tym aspekcie konsekwencji myślałam siadając do pisania notki. Zdecydowanie chodziło mi o tę drugą stronę, tę mówiącą o wytrwałości, uporze, nieustępliwości (takie synonimy wskazał wujek google). Ale nie martwcie się, do tamtego tematu jeszcze wrócę, bo ściśle związane są one z wolnością i odpowiedzialnością do których mam dużą słabość.
Wracając do tematu, bez konsekwencji nie ma wychowania, a w dd nie ma prawa jej nie być. A ja niestety coraz częściej mam wrażenie, że u nas to tak różnie z tym bywa, wiąże się to chyba z problemem w komunikacji. Bo z jednej strony niby wychodzi na to, iż każdy z nas karze za to samo, w podobny sposób, a czasami wychodzi na to, iż nie jest tak do końca. A hitem jest, gdy wychowanek zostaje za coś ukarany... a później inny wychowawca zapomina o tej karze, zdejmuje ją. Zupełnie innym tematem, jest fakt mówienia przez nas „jednym głosem” – jednak to wydaje mi się ma głębsze przyczyny, o których może kiedy indziej. Jednak jeśli jest zasada, to wszyscy konsekwentnie winni się jej trzymać, a to nie zawsze tak jest. Wiadomo, że od każdej reguły są wyjątki i specjalne okoliczności przyrody sprawiają, iż można od niej odstąpić, bo przecież wychowanie nie polega na trzymaniu się sztywnych szablonów. Tylko, że owo odstąpienie od pewnej reguły, konsekwentnego zachowania w stosunku do młodych ludzi powinno być, obwarowane pewnymi warunkami: niespodziewanym wypadkiem, solidnym argumentem (muszę oddać koledze zeszyt, więc muszę wyjść mimo zakazu), wyjątkiem od reguły (np. bo w dni wolne od szkoły można chodzić później spać), zmianą zasad (bo dziecko urosło i można mu już pozwolić na więcej samodzielności). W takich wypadkach nie mam nic przeciwko temu, żeby czasem odstąpić, ale nie wówczas gdy taki nastek dostaje karę, a później szczerzy zęby w uśmiechu, obiecuje poprawę i co wychowawca robi, odpuszcza... Albo inna sytuacja z tym samym nastkiem: palenie, kwestia bardzo problematyczna... pedagożka widząc papierosy konfiskuje, a są tacy co udają, że ich nie widzą i sami młodzi przychodzą i się skarżą, że nie wiedzą co mają robić, lepiej chować czy nie chować. Owszem tak, sami przyszli i tak powiedzieli, że oni to się już pogubili, bo tamten wychowawca w takiej samej sytuacji nie zabrał. Konsekwencja związana jest również z tym, że tworzy pewne rytuały, a one wzmacniają poczucie bezpieczeństwa. Zwyczajnie, powodują że wiemy co nas przyjemnego i nieprzyjemnego może spotkać, jak to np. że w sobotę na śniadanie jest kakao, a jak tamten wychowawca ma dyżur to pójdziemy do parku.
Wkurza mnie brak konsekwencji, frustruje i doprowadza do szału, nie umiem rozmawiać z takimi ludźmi, bo sama nie wiem czego się po nich spodziewać. Mam ochotę krzyczeć, gdy po raz enty ktoś odpuszcza, zmienia taktykę. Kiedy jednych za to samo zachowanie karze, u innych nie zauważa. Kiedy mówi jedno, a robi coś zupełnie innego. Mistrzem konsekwencji sama nie jestem, ale co poniektórzy biją wszystko na głowę, jedynych po parokrotnym spóźnieniu ze szkoły dają szlaban, a innym pozwalają; mówią, o zakazie przepustki w weekend, a sami wypuszczają tegoż osobnika i tak dalej. Zastanawiam się tylko, czemu dziwią się, że te nasze nastki zachowują się tak jak się zachowują... i tak wylałam tym tekstem troszkę swojej frustracji z ostatnich tygodni,

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz