Zastanówcie się, co waszym
zdaniem jest konieczne, aby dobrze wychować młodego człowieka? Jakie warunki
muszą zostać spełnione, by wzrastający młody człowiek czuł się bezpiecznie? O
podobnym zjawisku mówi tekst, który kiedyś na zaprzyjaźnionym blogu
przeczytałam o podejściu do pewnego uroczego 2lataka.Co by nie powiedzieć o wychowywaniu młodego człowieka, o
towarzyszeniu mu w jego rozwoju wszystko sprowadza się do jednego właśnie do
tego o czym chciałam dziś opowiedzieć – KONSEKWENCJI! W spotkaniu z
człowiekiem, który buduje dopiero swój świat, bycie niekonsekwentnym i zmiennym
wcale nie pomaga mu w tworzeniu jego wyjątkowej osoby.
Jednak po kolei, zacznijmy od tego czym owa
KONSEKWENCJA jest. Tradycyjnym źródłem informacji są wszelkiej maści
encyklopedie i słowniki, więc sięgając do tego podstawowego SJP zauważa się, że wspomniane słowo posiada
dwa znaczenia...
- następstwo, rezultat czegoś
- logiczna ciągłość w działaniu, wytrwałość w dążeniu do czegoś.
Jak myślicie,
o którym znaczeniu tegoż jakże ważnego słowa myślę mówiąc o wychowaniu?
Niestety, lub jednak na szczęście o obu. Jeśli dziecko nie doświadcza
konsekwencji swojego działania, moim skromnym zdaniem nie ma szans, by nauczyć
się czegokolwiek. Nie może wysnuwać wniosków, nie ma możliwości rozwijać
swojego poczucia odpowiedzialności, oraz odpowiedzialnej postawy. Wynika to z
tego, iż nie dane mu jest doświadczyć rezultatów jego działania. I myślę tutaj
zarówno o karaniu za zachowania niepożądane, negatywne, jak również o chowaniu
pod kloszem, ale i nagradzaniu. Brak karcenia, może prowadzić do tego, iż w
młodym ludzi wzrastać będzie poczucie bezkarności, zawsze mi się to kojarzy z
teorią zbitej szyby, zasłyszaną na jakimś wykładzie (choć nie do końca o oto
przecież tutaj chodzi). Ten sposób postępowania może doprowadzić do tego, że
osoba taka będzie dorastać z jednej strony nie wiedząc jakie są normy społeczne
( bo przecież nie doświadczyła rezultatu ich przekroczenia) oraz nawet jeśli
samym gadaniem doprowadzi się do tego, iż je poznają nie doświadczą tego, iż
zachowania społecznie nieakceptowane związane są z nieprzyjemnymi następstwami.
Nie zapominajmy, że konsekwencje tak rozumiane to oprócz omówionego karania,
także nagradzanie. To ostatnie oprócz wzmacniania tych zachowań, które uważa
się za porządne pomaga również w budowaniu pozytywnego obrazu własnej osoby,
osobiście jestem zwolenniczką jak najczęstszego nagradzania. Jednak mimo
wszystko to nie o tym aspekcie konsekwencji myślałam siadając do pisania notki.
Zdecydowanie chodziło mi o tę drugą stronę, tę mówiącą o wytrwałości, uporze,
nieustępliwości (takie synonimy wskazał wujek google). Ale nie martwcie się, do
tamtego tematu jeszcze wrócę, bo ściśle związane są one z wolnością i
odpowiedzialnością do których mam dużą słabość.
Wracając do tematu, bez
konsekwencji nie ma wychowania, a w dd nie ma prawa jej nie być. A ja niestety
coraz częściej mam wrażenie, że u nas to tak różnie z tym bywa, wiąże się to
chyba z problemem w komunikacji. Bo z jednej strony niby wychodzi na to, iż
każdy z nas karze za to samo, w podobny sposób, a czasami wychodzi na to, iż
nie jest tak do końca. A hitem jest, gdy wychowanek zostaje za coś
ukarany... a później inny wychowawca zapomina o tej karze, zdejmuje ją.
Zupełnie innym tematem, jest fakt mówienia przez nas „jednym głosem” – jednak
to wydaje mi się ma głębsze przyczyny, o których może kiedy indziej. Jednak
jeśli jest zasada, to wszyscy konsekwentnie winni się jej trzymać, a to nie
zawsze tak jest. Wiadomo, że od każdej reguły są wyjątki i specjalne
okoliczności przyrody sprawiają, iż można od niej odstąpić, bo przecież
wychowanie nie polega na trzymaniu się sztywnych szablonów. Tylko, że owo
odstąpienie od pewnej reguły, konsekwentnego zachowania w stosunku do młodych
ludzi powinno być, obwarowane pewnymi warunkami: niespodziewanym wypadkiem,
solidnym argumentem (muszę oddać koledze zeszyt, więc muszę wyjść mimo zakazu),
wyjątkiem od reguły (np. bo w dni wolne od szkoły można chodzić później spać),
zmianą zasad (bo dziecko urosło i można mu już pozwolić na więcej
samodzielności). W takich wypadkach nie mam nic przeciwko temu, żeby czasem
odstąpić, ale nie wówczas gdy taki nastek dostaje karę, a później szczerzy zęby
w uśmiechu, obiecuje poprawę i co wychowawca robi, odpuszcza... Albo inna sytuacja
z tym samym nastkiem: palenie, kwestia bardzo problematyczna... pedagożka
widząc papierosy konfiskuje, a są tacy co udają, że ich nie widzą i sami młodzi
przychodzą i się skarżą, że nie wiedzą co mają robić, lepiej chować czy nie
chować. Owszem tak, sami przyszli i tak powiedzieli, że oni to się już
pogubili, bo tamten wychowawca w takiej samej sytuacji nie zabrał. Konsekwencja
związana jest również z tym, że tworzy pewne rytuały, a one wzmacniają poczucie
bezpieczeństwa. Zwyczajnie, powodują że wiemy co nas przyjemnego i
nieprzyjemnego może spotkać, jak to np. że w sobotę na śniadanie jest kakao, a
jak tamten wychowawca ma dyżur to pójdziemy do parku.
Wkurza mnie
brak konsekwencji, frustruje i doprowadza do szału, nie umiem rozmawiać z
takimi ludźmi, bo sama nie wiem czego się po nich spodziewać. Mam ochotę
krzyczeć, gdy po raz enty ktoś odpuszcza, zmienia taktykę. Kiedy jednych za to
samo zachowanie karze, u innych nie zauważa. Kiedy mówi jedno, a robi coś
zupełnie innego. Mistrzem konsekwencji sama nie jestem, ale co poniektórzy biją
wszystko na głowę, jedynych po parokrotnym spóźnieniu ze szkoły dają szlaban, a
innym pozwalają; mówią, o zakazie przepustki w weekend, a sami wypuszczają
tegoż osobnika i tak dalej. Zastanawiam się tylko, czemu dziwią się, że te
nasze nastki zachowują się tak jak się zachowują... i tak wylałam tym tekstem
troszkę swojej frustracji z ostatnich tygodni,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz