sobota, 5 maja 2012

Dać dyla... ale po co i jak?


Ktoś ostatnio zapytał się czemu uciekają i na jak długo? Odpowiedź na każde z tych pytań nie jest łatwa, bo każdy ma swoje powody i nawet generalnie jeśli jest to nawykowe to dają nogę z innego. Jeśli są to krótkie ucieczki, to zazwyczaj chodzi o to iż my wredni wychowawcy nie zgodziliśmy się ich zwolnić, a oni mieli już coś zaplanowane. Czasami bo się wkurzą, innym razem bo mają kaprys wyjść, a tu znów na przeszkodzie stoi wredny wychowawca. Epitety jakie czasami lecą w kierunku, są jedyne i niepowtarzalne, każdy wówczas może bardzo wzbogacić swój język.

Mamy takiego jednego łebka, który bardzo lubi dawać nogę. Ponieważ często zasługuje sobie na to, by więcej czasu spędzać na terenie placówki, opatentował już kilka sposobów na to, aby samodzielnie pozwolić sobie na wyjście z niej. Ostatnio nawet odgrażał się, że spróbuje po rynnie, jak już wszystkie inne drogi ucieczki zostaną mu odcięte. W spiżarce mamy wąskie okienko, które ostatnio wykorzystał do tego by się ulotnić, częściej robi to na bezczelnego przez drzwi wejściowe, jednak tym razem stanęłam i zagrodziłam mu tę drogę ucieczki. Nie śmiejcie się, ale byłam pewna, że po serii bluzgów jakie usłyszałam, wyładowaniu się przez chłopaka na ścianie będzie spokój. Niestety, to był dopiero początek. Usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwi od jadalni, gdy tam wpadłam, od razu wchodząc do spiżarki, zobaczyłam, już tylko dyndające z okna nogi. Nie wiele mogłam zrobić, bo nie zaryzykuje utknięcia w tym okienku, a ono jest naprawdę niewielkie. Innym razem rzucając ogólne wulgaryzmy pod adresem całego świata, opuścił placówkę przez drzwi wejściowe mimo, iż zamknięte były one na klucz, który wychowawca miał w kieszeni. Chłopak ma fantazję, jednak za każdym razem wraca. Ucieka zawsze w określonym celu, a później wraca. Wychodzi na imprezę, po papierosy, do kolegi lub dziewczyny. I ten o to człeczek miło prezentuje pierwszy rodzaj ucieczek, nazwijmy je krótkoterminowymi. Druga kategoria to ucieczki długoterminowe. Te uprawiają już starsi, tacy którym reguły bidulowego życia zupełnie nie odpowiadają. Polega ona na tym, iż taki daje nogi za pas na dłuższy czas, a jak go znów doprowadzą to się umyje, wykąpie, prześpi i naje, a następnie scenariusz się powtarza. Żyją sobie oni na własny rachunek, doskonale dając radę z życiem codziennym, nie bardzo przejmując się konsekwencjami. Sami nie wracają, w przeciwieństwie do tych pierwszych, tych jeśli już to przywozi policja. Protokół przejęcia i znów na kilka godzin są nasi.
Co robią gdy przebywają na ucieczce? Wałęsają się, kombinują miejsca na mieszkanie, kasę. Często mieszkają u rodziny, a udaje im się tak przetrwać dłuższy czas mimo, iż kochane służby porządkowe i tam sprawdzają. Znają, przekazują sobie sposoby pracy policji, wiedzą w jakich godzinach wolno zrobić rewizję w mieszkaniu, i że po prostu najskuteczniej jest wyjść z domu rano, zanim owa godzina wybije. Kiedyś jeden z chłopaków opowiadał, że gdy się ukrywał, by uniknąć umieszczenia w placówce to właśnie konieczność wychodzenia z domu bladym świtem była dla niego największą niedogodnością. Słuchając czasami ich opowieści na ten temat, oczywiście dzieląc je przez ileś tam, by wydobyć choćby ziarno prawdy – realności z historii na podstawie, których można by pisać powieści czy kręcić filmy akcji zastanawiam się nad skutecznością policji. Szczególnie, gdy mówi Ci taki łebek, że wiedział doskonale, w którym aucie pod domem stali policjanci, a oni jego nie zauważali. Zakładając nawet, iż mocno ubarwia czerpiąc inspirację z seriali typu detektywi czy ukryta prawda lub inne dlaczego ja to i tak, niezbyt ciekawy obraz się wyłania. Jednak już sam fakt, tego, że nie mogą namierzyć takiego uciekiniera, mimo iż mało, że siedzi w tym samym mieście to jeszcze nawet zbytnio nie wysila się ukrywając.
Jaka procedura przy ucieczce wychowanka? Telefon do rodziców, dyrekcji i na policję, jeśli nie wróci na noc, to z rana idzie się na komisariat i składa zawiadomienie, jak wróci to taka sama droga tylko z informacją, że wrócił. Później kara, obietnica poprawy i zabawa zaczyna się od początku. Frustrujące jest to, że Ci nagminnie uciekający mają w nosie to, że ktoś się o nich martwi, to że zostaną ukarani, to że przysparzają komuś problemu. On chce, on mieć musi i kropka, żadnej refleksji na temat tego dlaczego nie ma i mieć wcale nie musi, a gdy siadasz i rozmawiasz to jak ze ścianą, i dobrze jest jeśli nie usłyszysz kilku bluzgów pod swoim i całego świata adresem.
Jak uciekają? Jak im wygodnie, najczęściej przez drzwi wejściowe. Dosłownie i metaforycznie, bo jesteśmy palcówką otwartą i dzieciarnia może się normalnie zwalniać, chodzi do normalnych otwartych szkół. Dlatego jeśli chcą nie ma problemu z urwaniem się w drodze "do" i "ze" szkoły, urwania się w czasie przepustki, spóźnienia z niej lub zwyczajnie nie wrócenia. Nie mamy też portiera, krat w oknach, kłódek na bramach, czy innych zabezpieczeń, jeśli umieją otwierać drzwi i chcą to droga wolna, sztuką jest spowodować by nie chcieli tego robić, niektórzy mówią że by bali się. Ja uważam jednak, że to atmosfera wewnątrz powinna zachęcać ich do pozostania, a nie strach prze karą, bo jeśli czują się odpowiedzialni za siebie, do tego czują się bezpiecznie w dd i uważają je za swoje miejsce, które jest dla nich również szansą to nie będą chcieli uciekać. 
Na koniec mały dialog z pewnym ktosiem od nas z grupy, wyszliśmy po bardzo długim odstaniu w kolejce do kilku lekarzy specjalistów, chłopak obraca się do mnie i mówi: A teraz do domu, znaczy do bidula.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz