Jaki foch jest każdy widzi... a
przede wszystkim chyba tego terminu nie trzeba tłumaczyć, co to jest każdy wie,
choć raz w życiu go doświadczył, jeśli nie samemu prezentując, to doświadczając
od kogoś z otoczenia. Niestety w naszej grupie mamy taką jedną mistrzynię
fochów, a ja kiedyś osobiście przez nią osiwieję.
Dla niej każdy powód jest
dobry, aby obrazić się, piszczeć, krzyczeć i używać nieśmiertelnego
sformułowania ( straszna moda na nie zauważyłam ostatnio wśród młodych jest): ja
też taka będę. Więc o co, mistrzyni się focha (pisząc cały czas zastanawiam
się, jakiego innego słowa można tu użyć, ale nic ale to nic nie przychodzi mi
do głowy. Zachowanie tej osóbki małej jest kwintesencją tego, co w slangu
wszelakim określa się mianem focha, bo obrażanie się to nie jest to, robienie
afer i awantur też ale to nie jest sedno sprawy) o wszystko! O to, że ma rano
wstać, o to, że ma zrobić dyżur, o to że powinna pójść na zajęcia dodatkowe,
które sama sobie wybrała, ale też o to, że trzeba zjeść kolację, o to że nie
jej kolej na komputer i że powinna pomóc bratu, o to że wychowawca rozmawia z innym dzieckiem, o to że czas do
szkoły i nie wypuści się jej bez rajstop pod spódnicą w marcu i jeszcze o to,
że ona taka będzie i kropka. Najgorszy foch jest wtedy kiedy jest inaczej niż
ona sobie zaplanowała i jeszcze nie daj boże złapie się ją na kłamstwie, to tak
to jest dramat nad dramaty.
No dobrze pytanie czym objawia
się foch? Krzykiem, nieokiełznanym machaniem, obrotem na pięcie, trzaskaniem
drzwiami. No ale co by nie powiedzieć jest również podstawową przyczyną straty
czasu, sił i cierpliwości. Nie tylko osoby w kierunku, której foch został
wymierzony, ale również samego fochującego się ale często też pozostałych,
znajdujących się w koło. Co zabawniejsze fochujacy zupełnie nie rozumie, że to
on traci najbardziej czas i siły. Jest to jedyny aspekt tego zjawiska (no może
przyznam szczerze po za minami i bezradnością go podejmującego) jaki mnie bawi i
to całkowicie. Bo popatrzcie sami, kto traci czas w następującej scence
rodzajowej:
-
Zrób lekcje, odrób swoje zadania dodatkowe i jeśli będzie ok.,
to będziesz mogła usiąść na komputer do czasu przyjścia X. (zaznaczymy że
aktualnie do tego czasu jest 2 godziny)
W tym momencie następuje rzut
fochem (choć słowniki mówią o strzelaniu), i teksty w stylu „ja nie będę”, „ale
on”, „ale czemu”, „ja nie musze tego robić”, „odczep się”, „bo wy tak zawsze,
że coś musimy zrobić, a jak my chcemy to nie” i tak dalej, oczywiście połączone
jest to z całym dramatyzmem rzucania sobą, trzaskania i machania.... no piękna
scena, jak to mówi moja mama, aktorki ze spalonego teatru. Mija w ten sposób,
około 20 min... poczym nie uzyskując nic, mistrzyni focha jednak siada do
lekcji, Sama praca domowa zajmuje jej raptem... 20 min ( to młode dziecię
jest). Przylatuje czy już może, no niestety okazuje się, że jeszcze trzeba
zrobić parę rzeczy (nazwijmy to wyrównywaniem braków) i znów scena się
powtarza, 20 minut w plecy... siada i robi, ćwiczy wykonuje, czyta, sprawdza...
zajmuje to około 40 min. Czyli mamy już 1 godzinę i 40 minut.... do przyjścia
pozostało 20 minut... mówię ok., to jeszcze tylko spakuj plecak i go
przynieś... i co następuje 20 minutowy foch z przytupem i melodyjką :D, dzwonek
do drzwi przychodzi X... a ja kończę dyżur, a mistrzyni focha uważa, że to ja
straciłam czas, mi zrobiła na złość, a i to ja jestem wstrętna i okropna bo na
nic jej nie pozwalam.
Więc ja zła i niedobra mówię Wam
Dobranoc kochani i nie fochajcie się na mnie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz