Mówią, że jestem zbyt
bezpośrednia, że zbytnio wchodzę w relację z wychowankami. Może to i prawda,
ale taki mam styl i sobie go chwalę. Tak, przyznaję przez to próbują mi
wejść na głowę i co z tego... taki ich urok, komuś muszą ;) oczywiście tak sobie
tłumaczę. Jednak ja lubię te relację, lubię to, że mają jakieś emocje i potrafią
je ukazać, czasem się wkurzyć, innym razem szeroko otworzyć swe wnętrze. Dzięki
temu, że nie są trzymani na dystans, że poznają także moje emocje chyba uczą
się też mówić o sobie, o swoich uczuciach. Przychodzą, opowiadają, rozmawiają,
dzielą się, ale też słuchają, wiedzą, bo tłumaczę, bo opowiadam, podaję
przykłady. A kończy się to tak, że przychodzi taki łepek z życzeniami: żeby
pani miała kogoś kto będzie panią kochał i z tej miłości nosił na rękach, bo pani zasługuje na
takiego co będzie chciał dla pani wszystko zrobić i będzie to robił, na taką
prawdziwą miłość. Nie ukrywam rozczuliło mnie to bardzo...
I tego też Wam wszystkim życzę, choć bardziej tego byście zawsze Wy mieli kogo nosić na rękach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz