piątek, 23 marca 2012

Drugie po Bogu

Łatwo domyślić się, kto jest pierwszy po Bogu w DD – tak, tak to dyrekcja ona/oni wiedzą wszystko, wiedzą wszystko najlepiej, nigdy się nie mylą, a nawet, jeśli to patrz punkt pierwszy i w ten oto sposób wiemy, że tam mylą się najmniej, czyli wcale. A teraz pytanie zagadka – kto jest drugi po Bogu w DD?
Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze – tak Wam podpowiem, zaraz za dyrekcją są panie księgowe, szczególnie główna księgowa? O tak, jeśli ją do czegoś przekonacie pieniądze dostaniecie na wszystko, a to nie łatwe zadanie jest!
Zawsze to mi się wydawało, że księgowe to takie poukładane panie, co mają wszystko w alfabetycznym porządku ułożone, równo jak od linijki… nasza taka nie jest… czasami wydaje mi się, że ona to jest bardziej roztrzepana ode mnie, ale głośno tego nie powiem, zresztą jak wszyscy. Tak od niej wszystko zależy, nawet moje być albo nie być i to od niej też wszystkiego się dowiedzieć można, jak co i dlaczego zaplanować. Niestety nie da się jej nigdy przekonać do wcześniejszego przelania wypłaty, ale cóż przynajmniej zawsze jest na czas. Główna księgowa, jak to główna księgowa jest trudna, czasami bardzo trudna, ale do przejścia. One to już chyba tak mają zawodowo, że nie są przystępne, a raczej oschłe i na dystans. Czasami jak mam tam wejść do ich pokoju, przypominają mi się czasy studenckie i wizyty w sekretariacie. Znacie ten dreszczyk emocji, kiedy wchodziliście do studenckiego sekretariatu, wiecie, że od tych pań nic nie zależy, ale jednak się spinacie, jesteście mili i macie nadzieję, że wyjdziecie z tego spotkania cali? Dokładnie tak samo czuję się wchodząc do naszej kochanej księgowości…
Jednak, co by nie powiedzieć, należą się im wielkie ogromne, cudowne kwiaty i wspaniałe ciasta, z jakim mam zamiar w przyszłym tygodniu u nich zawitać. Ilość razy, jakie uratowały one mnie i nie tylko mnie tyłek zakrawa już na miliony! W całej naszej domodzieckowej papierologi (o której chyba niebawem), jedną z najistotniejszych jest rozliczanie kasy… tak, opisywanie faktur i rozliczanie zaliczek, jest to to co pedagożki lubią najbardziej;) ale to i tak pikuś (żeby nie było: Pan Pikuś!) w porównaniu z kartami odzieżowymi… Dzięki nim, zarobiłam ostatnio od pani księgowej prezencik… mały zmazywany długopis z gumką (tak, tak takie cuda teraz sprzedają). Kochani nie znoszę tego wypełniać, nie trawię tych wszystkich rubryczek, cyferek… dostaję palpitacji serca na ich widok i wielkie ukłony dla Pani księgowej, że cierpliwie za mnie to sprawdza… i cierpliwie po raz 1001 poprawia błędy… i po raz 1002 cierpliwie tłumaczy i zachęca do 1003 przyniesienia do poprawy, ale jakby wiedziała dyrekcja, że to tak wygląda to by mi chyba łeb urwała. Mogę się ich bać, mogę się z nich nabijać, ale nigdy nie przestanę podziwiać, za tę umiejętność siedzenia w tych wszystkich tabelusiach, tabelutach, cyfrach, działaniach, liczbach, segregatorach i innych teczkach… jJa bym nie dała rady i temu jestem pedagożka, a nie księgowa.

Miłego weekendu wszystkim!!

1 komentarz:

  1. w odpowiedzi na pewną informację, iż poleciałam okrutnym stereotypem odnośnie tego jakie są panie księgowe, obwieszczam wszem i wobec, iż był to zabieg celowy, zamierzony i stylistyczny i mam świadomość, że nie wszystkie takie są, ale celo chciałam tutaj przekoloryzować!

    OdpowiedzUsuń