piątek, 17 lutego 2012

Praktykować nie praktykować, czyli naszli nas studenci do refleksji

Czasami zastanawiam się jak złą praktykantką byłam, chyba zadzwonię do moich opiekunów praktyk i może po czasie dowiem się prawdy... tylko cholibka, czemu po czasie? Nie no chyba jednak, nie mogło być tak źle, bo nigdy nic takiego nie usłyszałam – cóż nutka samouwilbienia musi być. Wydaje mi się, mimo to, że gdyby było źle to ktoś by mi to powiedział, prawda? Taka być powinna idea praktyk, nawalasz, nie radzisz sobie to Ci to bezpośrednio i wprost mówią. Ja idealistka mówię, iż tak być powinno i żyję nadzieją, że tak jednak jest.  Co pamiętam z praktyk swoich? Wiele rzeczy, ale o dziwo nie pamiętam konkretnych dzieci. Pamiętam grupy, klasy ale chyba tylko jedna dziewczyna utkwiła mi w pamięci, taka z którą do dziś mam kontakt. Ale tak to żadnej twarzy, żadnego imienia związanego z praktykami... nic a nic. Przyznaję nie jest to dla mnie miłe, bo pamiętam pewne sytuacje, różne emocje, a mimo to nie umiem ich przypisać do imienia, a jakby to było wczoraj pamiętam rozmowy z moimi towarzyszkami niedoli pedagożkami przyszłymi, że tego a tego dziecka to nie zapomnimy... a tu uleciało z czasem. Nawet w rozmowach z nimi żadna z nas nie operuje konkretnym imieniem, zawsze jest bardziej opisowo.

Dużo było praktyk, czasem miałyśmy wrażenie, że za dużo, ale to chyba dlatego że co się pedagożek nie nauczy, tego pedagog nie będzie umiał. Pamiętam latanie w każdej wolnej na uczelni chwili, między zajęciami, przed pracą, po pracy, w dni wolne, aby tylko zdołać uzbierać godziny. Dlatego, jakież było moje zdziwienie kiedy kolejny raz przyszły praktykantki na 8-10 godzin. I to nie na praktykę obserwacyjną, wizytacyjną czy hospitacyjną w sensie, że przychodzi się do placówki pooglądać co i jak funkcjonuje, jak jest zorganizowane, obejrzeć dokumentację i w ogóle. Nie te dziewczyny przychodzą, na normalne praktyki asystenckie... to jest straszne. Jak może być pedagog, który miał tak mało godzin praktyk? Przecież przez te osiem czy dziesięć godzin to one się nic nie dowiedzą, nie zobaczą, nie doświadczą. Przeliczyłyśmy z koleżanką starszą stażem, przez te 8 godzin, dziewczyna zdążyła być z dziećmi przez 3, słownie: trzy godziny. Przecież te zachwycone tym, że jest ktoś nowy dzieci nawet nie zdążyły rogów pokazać. Co uprzejmie donoszę potrafią! Zastanawia mnie kto wpada na to, żeby w takim zawodzie jak pedagog, aż tak ograniczyć liczbę godzin praktyk. Jeśli byłby to studentki studiów podyplomowych, kursów kwalifikacyjnych to jestem w stanie to zrozumieć, ale żeby na studiach lic i mgr zorganizować tak mało praktyk? Nawet jeśli są to studenci niestacjonarni!
Ciekawa jestem kto jest odpowiedzialny za układanie takiego planu studiów, czy zastanowił się nad tym, jak kompetentnych ludzi wypuści? Praktyki powinny być okazją nie tylko do nabycia kompetencji zawodowych, ale też możliwością dokonania samooceny. Weryfikacji tego, czy sprawdzę się w ten sposób w powierzanych zadaniach, czy na pewno chcę to robić i czy rzeczywiście wiem co za zawód wybieram. W żaden sposób nie można tego zrobić, mając w ciągu roku 24h praktyk, bo tak to wyglądało w przypadku tych studentek: w trzech placówkach (różnego typu) po 8 godzin praktyk. Takiemu przygotowaniu studentów mówimy stanowcze NIE!
Uprzejmie donoszę, iż pedagożka tu obecna w czasie studiów miała 30 godzin praktyk edukacyjnych, po za tym na każdym roku studiów licencjackich  75 godzin obowiązkowych praktyk asystenckich oraz najcudowniejsze ze wszystkich 20 godzin praktyk specjalnych, wyjątkowych, niepowtarzalnych na studiach magisterskich. Ach... co to były za praktyki! I nie wspomni także tych wszystkich dodatkowych godzin, do których jej rodzima alma mater ją skłaniała różnymi sposobami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz