Czasami zastanawiam się jak złą
praktykantką byłam, chyba zadzwonię do moich opiekunów praktyk i może po czasie
dowiem się prawdy... tylko cholibka, czemu po czasie? Nie no chyba jednak, nie
mogło być tak źle, bo nigdy nic takiego nie usłyszałam – cóż nutka samouwilbienia
musi być. Wydaje mi się, mimo to, że gdyby było źle to ktoś by mi to
powiedział, prawda? Taka być powinna idea praktyk, nawalasz, nie radzisz sobie
to Ci to bezpośrednio i wprost mówią. Ja idealistka mówię, iż tak być powinno i
żyję nadzieją, że tak jednak jest. Co
pamiętam z praktyk swoich? Wiele rzeczy, ale o dziwo nie pamiętam konkretnych
dzieci. Pamiętam grupy, klasy ale chyba tylko jedna dziewczyna utkwiła mi w
pamięci, taka z którą do dziś mam kontakt. Ale tak to żadnej twarzy, żadnego
imienia związanego z praktykami... nic a nic. Przyznaję nie jest to dla mnie
miłe, bo pamiętam pewne sytuacje, różne emocje, a mimo to nie umiem ich
przypisać do imienia, a jakby to było wczoraj pamiętam rozmowy z moimi
towarzyszkami niedoli pedagożkami przyszłymi, że tego a tego dziecka to nie
zapomnimy... a tu uleciało z czasem. Nawet w rozmowach z nimi żadna z nas nie
operuje konkretnym imieniem, zawsze jest bardziej opisowo.
Dużo było praktyk, czasem
miałyśmy wrażenie, że za dużo, ale to chyba dlatego że co się pedagożek nie
nauczy, tego pedagog nie będzie umiał. Pamiętam latanie w każdej wolnej na
uczelni chwili, między zajęciami, przed pracą, po pracy, w dni wolne, aby tylko
zdołać uzbierać godziny. Dlatego, jakież było moje zdziwienie kiedy kolejny raz
przyszły praktykantki na 8-10 godzin. I to nie na praktykę obserwacyjną,
wizytacyjną czy hospitacyjną w sensie, że przychodzi się do placówki pooglądać
co i jak funkcjonuje, jak jest zorganizowane, obejrzeć dokumentację i w ogóle.
Nie te dziewczyny przychodzą, na normalne praktyki asystenckie... to jest
straszne. Jak może być pedagog, który miał tak mało godzin praktyk? Przecież
przez te osiem czy dziesięć godzin to one się nic nie dowiedzą, nie zobaczą,
nie doświadczą. Przeliczyłyśmy z koleżanką starszą stażem, przez te 8 godzin,
dziewczyna zdążyła być z dziećmi przez 3, słownie: trzy godziny. Przecież te
zachwycone tym, że jest ktoś nowy dzieci nawet nie zdążyły rogów pokazać. Co
uprzejmie donoszę potrafią! Zastanawia mnie kto wpada na to, żeby w takim
zawodzie jak pedagog, aż tak ograniczyć liczbę godzin praktyk. Jeśli byłby to
studentki studiów podyplomowych, kursów kwalifikacyjnych to jestem w stanie to
zrozumieć, ale żeby na studiach lic i mgr zorganizować tak mało praktyk? Nawet
jeśli są to studenci niestacjonarni!
Ciekawa jestem kto jest
odpowiedzialny za układanie takiego planu studiów, czy zastanowił się nad tym,
jak kompetentnych ludzi wypuści? Praktyki powinny być okazją nie tylko do
nabycia kompetencji zawodowych, ale też możliwością dokonania samooceny.
Weryfikacji tego, czy sprawdzę się w ten sposób w powierzanych zadaniach, czy na
pewno chcę to robić i czy rzeczywiście wiem co za zawód wybieram. W żaden
sposób nie można tego zrobić, mając w ciągu roku 24h praktyk, bo tak to wyglądało
w przypadku tych studentek: w trzech placówkach (różnego typu) po 8 godzin
praktyk. Takiemu przygotowaniu studentów mówimy stanowcze NIE!
Uprzejmie donoszę, iż pedagożka
tu obecna w czasie studiów miała 30 godzin praktyk edukacyjnych, po za tym na
każdym roku studiów licencjackich 75
godzin obowiązkowych praktyk asystenckich oraz najcudowniejsze ze wszystkich 20
godzin praktyk specjalnych, wyjątkowych, niepowtarzalnych na studiach
magisterskich. Ach... co to były za praktyki! I nie wspomni także tych wszystkich
dodatkowych godzin, do których jej rodzima alma mater ją skłaniała różnymi
sposobami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz