piątek, 25 maja 2012

Historia pewnego klucza...

Z moim ulubionym starszym kolegą nawiązała się dziś dyskusja na temat karania, i dziwnie okazało się (czego doskonale się spodziewałam), iż mamy zupełnie odmienne zadnie w tej kwestii. Sprawa dotyczyła zaginionego klucza... jakiś czas temu jeden taki zaginął nam, ponieważ i my i dzieciarnia chcieliśmy mieć kontrolę nad dostępem do strategicznego miejsca w naszej grupie. Wiecie, taki mały konflikt interesów! Klucza nie było jakiś czas, a my wychowawcy wiedzieliśmy iż został podebrany, a nie zgubiony przez nas, bo wiemy nawet w którym momencie się to stało. Klucz w magiczny sposób został odnaleziony na moim dyżurze, w dzień po tym jak mój kolega i kwadrans po tym jak ja zapowiedziałam, że z kieszonkowego zrzucą się na zakup nowego. 

I teraz klu sprawy... jak dobrze, że mój ulubiony starszy kolega tak mnie lubi i nie obrazi się za to, że to tu wyciągam ;)! Klu sprawy jest takie, że gdy powiedziałam mu, iż klucz szczęśliwie się odnalazł, że chłopcy go przynieśli zapytał mnie, czy ich ukarałam. I tu moje zastanowienie... za co? Scenka rodzajowa wyglądała w ten sposób, że weszłam z nimi do rzeczonego pomieszczenia, jeden z nich podniósł coś co w nim stało/leżało i naszym oczom ukazał się poszukiwany klucz. Tak tak, mam świadomość iż został tam podrzucony, i że zrobili to przy mnie, bo wiedzieli, że nie dostaną po łbie (oczywiście w przenośni) bo wspomniany kolega by nie odpuścił. I tu właśnie chodzi o tę karę... ja nie ukarałam nikogo, bo jak mogę ich ukarać za to, że pomogli mi znaleźć klucz, starszy kolega twierdzi, że powinnam za to, że go ukradli. Tu wywiązała się między nami dyskusja, na którą przyznaję nie miałam najmniejszej ochoty więc poprosiłam grzecznie byśmy ją zakończyli. W każdym bądź razie w czasie tego jej zaczątku padło, kilka rzeczy, które mnie zastanowiły i w sumie nadal nad nimi myślę. Otóż usłyszałam, iż:
  1.  powinnam ich ukarać żeby mieli nauczkę że takich rzeczy się nie robi - tu moje pytanie: jakich? bo jeśli ukaram ich za znalezienie klucza, to moim zdaniem nauczę ich tylko, że bycie w porządku nie popłaca, oni nie przyszyli nie przynieśli tego klucza, że niby znaleźli, oni znaleźli go przy mnie. Więc w tym wypadku karanie, jest dla mnie zupełnie bezpodstawne, zresztą utrata tego klucza w sumie jest już dla nich małą karą, bo stracili dostęp do strategicznego miejsca. ;)
  2.  jestem dla nich za miękka 
  3.  powinnam im publicznie nawrzucać, ochrzanić przy całej grupie i w ogóle sprowadzić do parteru
  4. ja sobie mogę mieć swoje metody, kolega ma swoje, ale powinnam pamiętać, że moje wychodzą tylko wtedy gdy ktoś stosuje jego - z czym oczywiście się nie zgadzam! Każdy styl ma rację bytu, uczy czegoś innego, pokazuje inne oblicze, ale w żadnym wypadku nie są od siebie zależne. 

Siedzę i się zastanawiam, czy powinnam była ich ukarać? Czy na pewno słusznie postąpiłam? Czy słusznie upieram się, przy swoich racjach? Cały czas głowię się nad tym, układam w swoim światopoglądzie, w samej sobie, mam niewielkie wątpliwości, ale jednak utwierdzam się w swoim i w tym, że jednak postąpiłam słusznie!

2 komentarze:

  1. Witaj :)! Bardzo się cieszę, że znalazłam twój blog. Jestem psychologiem w domu dziecka. Przeczytałam większość twoich notek---samo życie "bidulowe". Jakbym czytała o naszej placówce. Pozdrawiam, będę zaglądać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Madziu! Miło czytać Twoje słowa, serdecznie zapraszam jak najczęściej!

    OdpowiedzUsuń